[DnD 3.0] Brutalne Przebudzenie

Wszyscy marynarze jak jeden mąż spojrzeli na ciebie niczym zbite pieski. Twoja charyzma osobista prędko nadał ci pozycje niepisanego lidera. Tylko Foley (pewnie z racji pełnionego zawodu) nie przyjął pozy zbitego pieska:
-Powinniśmy zaczekac parę godzin, być może stwór ponownie wynurzy się by zaatakować inny okręt?- gruczoł obok niego nerwowo zabulgotał i wypluł z siebie litry brązowego kisielu.

No, żebyśmy sie nie utopili w tym... gównie...

Ów pirat który zaproponował przekłucie gruczołu wziął sejmitar od ciebie. Zauważając twój gniew w oczach i podnoszącą się ręke odrzekł:
-Spokojnie! zaraz oddam!
-...nie radziłbym przekłu...- kpaitan Foley nie dokończył. Korsarz ciął w przerośniętą brodawkę a te przestała wyrzucac z sibię cuchnącą substancje. Żeglarz oddał ci broń a potem zadowolony z siebie odrzekł:
-Heh, może nas nie wyżygał ale chociaż już nie cieknie, co nie?- w tej samej chwili z rannego organu wystrzelił słup brązwej cieczy. Mężczyzna poleciał na 3 metry do tylu zalany potokiem śmierdzącego gówna. Wkrótce cała jama zaczęła napełniać się ciecza. Przez rozcięcie wlewało się 10x tyle sokow co przedtem...

IDIOTA... i co teraz ? rozgladam sie w celu jakiegos wyjscia... jakaś luka ... a moze żeczywiscie nas wyżyga

Rozglądasz się po jamie. Zauwazyłeś 2 otwory. Pierwszy - ten którym tutaj trafiliście. Szczerze wątpisz żeby Krakenowi zachciało się bekać akurat wtedy kiedy będizesz w jego paszczy. A drugi... cóż to raczej wir przez który uciekają soki trawienne stwora, wraz ze substancjami odżywczymi ofiar. Właściwie można by było spróbować... Chociaż z pewnością przeciskanie się przez tyłek przerośniętej kałamarnicy nie będzie należało do przednich przyjemności. Macie nie wiele czasu, kisiel powoli was zalewa...

Cóż... trzeba przecisnać mu się przez dupe ! idziemy... po czym próbuje przedzeć sie do leja

Zalany do 3/4 wysokości sokami bestii przeprawiasz się na drugą stronę jamy. Foley poburkiwał pod nosem, ale nie protestował. Ktoś szeptnął: "żeby ratować życie z chęcią poprzeciskam się przez tyłek przerosniętego mięczaka". Wkrótce dotarłeś do nieźle ssącego wiru. Na amym jego środku wymacałeś stopą otwór, przypominający ...zwieracz o średnicy ok 30 cm. Z pewnością będzie tzreba go rozszerzyć aby dostać się dalej...

Cholera to trzeba jakoś, jakoś rozszerzyć... hm TY !< ręką pokazuje na pirata który jest winowajcą naszej "maźistośći"> masz za zadanie to rozszerzyć zebysmy mogli wskoczyć... niewiele trzeba... no dalej !

Pirat z grymasem podpłynął już do wiru. Gdy był tuż nad nim zanurkował. NA spienionej powierzchni pojawiło się wiele pęcherzy powietrza. Nagle wir zaczął zassyć z zdwojoną siłą. Ktoś klepnął cię trzykrotnie w nogę, prawdopodobnie dając znak do ...ataku.

więc daję nura w maź...

Nurkujesz w gęstą breje. Całkowicie nic nie widzisz ale wir zciąga ciebie dowpoeidnim kierunku. Przechodzisz pomiędzy nogami pirata który rozwiera szczelinę. Poczułeś iż reszta kompanów robi to samo. Przeciskasz się przez wąski, obły tunel. Całoś wyłozona jest gładką tkanką - prawdopodbnie mięśniami obłymi. Nie wiadomo czym mogłoby poskuykować zranienie tych wrażliwych organów... Czołgasz się w czym pomagają ci rytmiczne ruchy robaczkowe tunelu. Brązowych soków jest tutaj nacznie mniej - sięgają ci mniej więcej do pasa. Za to na ścianach co jakiś czas zauważasz biały osad - nic ci nie przypomniający. Nagle za sobą usłyszałeś ohcrypły głosik:
-Czuje że czeka nas daleka i kręts droga... - Foley odcharczał i splunął. Cóż prawdopodbnie znajdujecie się w kiszkach krakena..

fakt... Kręta... azle cóż ! chodzmy

po czym odchodzę przed siebie...

Przedzieraliście się tak dobrą godzinę. Po jakimś czasie tunel się stopniowo zawężał, tak że nawt niziołek musiałby się czołgać. Wkrótce jednak dotarliście do końca owego "tunelu". jesteście umorusani w kale i sokach trawiennych, ze smrodu nie możesz już oddychać. Tunel kończy się "włazem" o średnicy około 1,5 metra. Przypuszczasz ze prawdopodobnie jest gigantyczny zwieracz...
-Na Pelora...- mruknął Foley pewnie wyobrażający sobie "kupkę" krakena...

Hmmm a więc nalezało by się... przedrzeć przez te zwieracze... ukłuć ? nieee bo zaciśnie na wieki... cos proponujecie ?!

Foley potarmosił się po zarzyganej czuprynie:
-Ee... ta... nie mam pomysłów ale z tym ukłuciem... Reszta "drużyny" wyjątkowo nie miała żadnych planów.